IT REALLY IS ROCKET SCIENCE
Tom 1
ROCK’N’ROLL FANTASY
[ Polish Remix]
Production of Umlaut Rocket Science Labs
Portland, Oregon USA
Autor: Brad H Branham
Redagowanie / Lokalizacja: Weronika
Heck ( Mamiko )
Tłumaczenie: Emilia Adamczyk
Poland
Tytuł oryginału: It Really IS
Rocket Science: A Rock’n’Roll Fantasy
US Edition Copyright © 2013 by Brad H
Branham.
Polish Edition Copyright © 2016 by Brad
H Branham
All rights reserved.
All rights reserved.
Print Edition
It Really IS
Rocket Science
Volume One
A
Rock’n’Roll Fantasy
Publisher: Umlaut Rocket
Science Labs
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być
powielana ani rozpowszechniana bez pisemnej zgody właściciela praw autorskich,
z wyjątkiem krótkich fragmentów do celów recenzyjnych. Autor jest niezwykle
elastyczny, ale najpierw zapytaj.
US Edition
ISBN-13: 978-1493602933
ISBN-10: 1493602934
Polish
Edition
ISBN-13:
978-1493602933
ISBN-10:
1493602934
Książka dostępna w wersji
ebookowej, oraz miękkiej i twardej oprawie. Pytaj w lokalnych księgarniach i
bibliotekach.
Słowa podziękowania i
uznania znajdują się na końcu książki.
To jest fikcja literacka.
Wszystkie wydarzenia i dialogi, oraz wszystkie postacie z wyjątkiem znanych
osób publicznych, są wytworem wyobraźni autora i nie należny interpretować ich
jako prawdziwych. Tam, gdzie pojawiają się prawdziwe osoby publiczne, sytuacje,
wydarzenia oraz dialogi dotyczące tych osób są całkowicie fikcyjne i nie mają
na celu przedstawienia rzeczywistych zdarzeń czy też zmienić całkowicie
fikcyjnej natury tej książki. We wszystkich pozostałych kwestiach, każde
podobieństwo do rzeczywistych zdarzeń, miejsc czy osób, żyjących lub
nieżyjących, jest całkowicie przypadkowe. Żaden pracownik techniczny nie
ucierpiał podczas tworzenia tej książki.
SET LIST
1 “People Are Strange” - The Doors
2 “Are You Gonna Be My Girl?” - Jet
3 “I’m Still Alive” - Pearl Jam
4 “Breathe” - Pink Floyd
5 “Heart Breaker" - Pat Benatar
6 “Don’t Stand So Close To Me” - The
Police
7 “Flirting With Disaster” - Molly
Hatchet
8 “Jukebox Hero” - Foreigner
9 “Nothing But A Good Time” - Poison
10 “Skating Away (on the thin ice of a
new day)” - Jethro Tull
11 “No Rain” - Blind Melon
12 “Welcome to the Hotel California” -
The Eagles
13 “Sisters of the Moon” - Stevie Nicks
14 “Happy Christmas” - John Lennon &
Yoko Ono
15 “Little Bird” - Annie Lennox
16 “Rock Star” - Nickelback
17 “Life in the Fast Lane” - The Eagles
18 “Du Hast” - Rammstein
19 “What Doesn’t Kill You” - Kelly
Clarkson
20 “Would I Lie To You?” - Annie Lennox
21
“Free Ride” - Edgar Winter Group
Preview
of Volume Two, Surfing With The Alien
Acknowledgements
Credits
Author
Channels
1 “People
Are Strange” - The Doors
Blar wysiadł z wagonu podmiejskiej kolejki na peron. Pogoda zrobiła się
paskudna, pierwsza zamieć tej zimy, kilka tygodni przed Świętami Bożego
Narodzenia. Portland było znane ze zmiennej pogody dzięki północno- zachodniemu
klimatowi znad Pacyfiku. Śnieżna zamieć uniemożliwiła rozejrzenie się po
brukowanym skwerze miasta, który znajdował się po środku dzielnicy sklepowej w
centrum. Choinka miejska, sięgająca prawie 24 metrów, dominowała nad dużą
otwartą przestrzenią. Jej kolorowe światła odbijały się od spadającego śniegu,
oświetlając skwer tęczowymi odcieniami.
Tak. Dobrze, że nie wierzę ludziom od pogody. Zobaczmy, jaki zasięg ma moje
pole siłowe „nie zbliżaj się” w tym gównie.
Zarzucił swój plecak na jedno ramię i upewnił się, że jego płaszcz był
zapięty, zanim zaczął brnąć w kierunku kawiarni po drugiej stronie skweru.
Ciemne chmury pokryły całe niebo, z wyjątkiem niewielkiego obszaru, przez które
przedostawało się światło, które opadało niedaleko zachodnich wzgórz.
Mieszkańcy miasta cynicznie nazywali to miejsce Słońcem, które pojawiało się
tam tylko przez 6 godzin o tej porze roku.
Świąteczne oświetlenia i nieliczne pozostałości światła dziennego
zabawiały Blar’a surrealistycznym widokiem budynków i ludzi kłębiących się we
wszystkich kierunkach, z których wielu było nieprzygotowanych i źle ubranych na
zamieć.
Ach. Wystraszyłem kolejnego. Przynajmniej nikt jeszcze nie upadł.
Większość płoszył ten wysoki okazały mężczyzna z szerokimi ramionami i
długimi do ramion, potarganymi czarnymi włosami w szare pasemka. Na jego twarz wyrastały
wąsy „motocyklisty” w starym stylu. Jego skóra wyglądała tak, jakby spędził
o jedną noc za dużo w zadymionych barach. Przenikliwe piwne oczy wypatrywały
drogi przed nim, osłonięte staromodną parą lekko cieniowanych okrągłych
okularów przeciwsłonecznych. Zgodnie z kulturową ekscentrycznością Portland,
nosił stary zdezelowany cylinder przystrojony piórami i innymi ozdóbkami.
Ludzie mieli tendencję do rozpraszania się, kiedy Blar przechodził,
ściskając swoje torebki albo teczki nieco mocniej. Był, mówiąc wprost, straszny
z wyglądu. Wiedział to. Już dawno temu przyjął fatalistyczną rezygnację na ten
strach. Byłby tym, który skoczyłby na pomoc w razie potrzeby, ale było jak
było. Społeczeństwo osądzało po powierzchownych stereotypach i mitach. Widzieli
tylko współczesną wersję nikczemnego Wikinga z gatunku fantasy. Nie zbliżaj się.
Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego. Trzymaj się poza zasięgiem. Właściwie Blar wykorzystywał
ten wizerunek na swoją korzyść w wykonywanym przez siebie zawodzie przez lata.
Kontynuował swoją wędrówkę do kawiarni. Był to lokalny biznes, jego
ulubione miejsce, a przez duże oprawione okna można było obserwować ludzi.
Zanim wszedł, rzucił okiem po oknach jak miał w swoim zwyczaju, mierząc
wzrokiem tłum wewnątrz. Tym razem, w jednym z okien usidliła go para ognistych
oczu, blada skóra, czarna koronka i czerwone kokardy. Intrygujący widok
zniknął szybko, kiedy jego kobieca właścicielka usiadła w boksie.
Jasny gwint. TO było cholernie olśniewające! Tak sądzę? Za krótko, żeby
stwierdzić czy to była halucynacja. Dalsze dochodzenie może? Meh, kogo ja
oszukuję? Siebie. Bu.
Barczysty mężczyzna wszedł do środka strzepując dość dużą ilość śniegu,
która nagromadziła się podczas tego krótkiego spaceru z peronu. Kiedy zdjął
okulary, barista pomachał na powitanie zza lady.
– Witam! To co zwykle,
Panie U?!
Blar kiwnął uprzejmie głową, po czym stanął w kolejce. Czekając próbował
dojrzeć właścicielkę tej uroczej pary oczu. Bez skutku. Iskra optymizmu Blar’a
zgasła, pozostawiając go wpatrującego się w melancholijną nicość, sekundy
upływały dopóki nie nadeszła jego kolej przy ladzie. Barista podał mu jego
napój , pochylając się żeby szepnąć. – Na mój koszt, jeśli pan podpisze. Mam
kolegę, który nie wierzy, że pana znam.
Blar uniósł brew, a delikatny uśmiech przemknął się po jego ustach.
– Dostanę dodatkowe
espresso, jeśli poprawnie napiszę? Hej! Nie, tylko żartowałem. Proszę. Bujaj
się, eh?
Blar podpisał papierowy kubek ozdobnym pismem, Blar Umlaut,
po czym go oddał. – Hej, zamiast darmowego napoju, zrób coś dla mnie.
Przysięgam, że zanim wszedłem, widziałem w środku zniewalająco słodką
księżniczkę. Mroczną uroczą kobietę z koronkowymi kokardami? Widziałem ją przez
okno. Widziałeś może..?
Barista przerwał skinieniem głową i szerokim uśmiechem. Wskazał swoimi
oczami. – Tam. Ostatnia budka. Jest naprawdę niezła, co nie? Zaczęła tutaj
przychodzić kilka dni temu. Jest zjawiskową małą gotką z ogniem w oczach.
Myślę, że jest nowa w mieście, wydaje się, że nie podłapała jeszcze miejscowego
slangu, jeśli wiesz o czym mówię. Fajnie się z nią gawędzi, jest jednocześnie
trochę formalna, a zarazem ostra. Podpisuje swój kubek Tsika.
Znakomicie. Piękny akcent. Zamieniam się w cholernego głupca, kiedy składa
zamówienie. Teraz został pan poinstruowany. Wyrzeknę się wiedzy na temat pana
misji. A i powodzenia! Ja od razu zostałem skreślony. Powiedziała, że nie
jestem w jej typie. Chociaż nigdy nie zostałem odrzucony tak czarująco.
Blar podziękował kiwnięciem i wziął swoją kawę. Kawiarnia zapełniła się
bardziej, ludzie gromadzili się w środku, podczas gdy na zewnątrz szalała
zamieć. Nie było wolnych siedzeń, więc zajął miejsce przy wysokim stoliku,
nieznacznie alarmując biznesmena, który go zajmował. Blar uśmiechnął się
ironicznie i przełamał lody pytając mężczyznę w garniturze, czy śledzi akcje
energetyczne, a następnie o wiadomości na temat lokalnych firm zajmujących
energetyką wiatrową. To uspokoiło zdenerwowanego faceta, który zaczął paplać o
przyszłościowych kontraktach energii odnawialnej. Blar udawał, że słucha i
rzucił okiem na najdalszy koniec placówki.
Aha! To musi być ona. Albo przynajmniej jej włosy. Rany! Te włosy! Patrz w
tamtą stronę.
Dwa wspaniałe kucyki kruczoczarnych włosów zabezpieczone czerwonymi
kokardami wisiały jak zasłony przy ściance budki. Blar podziwiał jak jej włosy
odbijały światło, jak różniły się między falami i lokami. Spekulował, że
musiała często je często czesać, żeby je okiełznać. Spojrzał z powrotem na
biznesmena i zdał sobie sprawę, że przestał słuchać biedaczyska. Czas na taniec
dyplomatyczny.
– Przepraszam, co pan
mówił o turbinach Vestas? Jest tu bardzo głośno.
Biznesmen zrobił się bardziej przyjacielski i ożywiony, myśląc że Blar
naprawdę uważnie słucha jego mądrości. Mylił się, dla Blar’a czas zwolnił się i
zatrzymał. Był w trakcie czegoś, co nazywał idealnym momentem.
Bliźniacze kaskady włosów uniosły się i obróciły, ujawniając ich
właścicielkę. Nazywanie przez baristę tej młodej kobiety zjawiskową było
fatalnym niedomówieniem według Blar’a. Miała piękną kościstą porcelanową twarz
z rubinowymi ustami, krzykliwe czarne brwi i duże oczy z lśniącymi
bursztynowymi źrenicami.
Słyszał określenie „żywa lalka” wiele razy w życiu, ale to był pierwszy
raz, kiedy czuł że opis naprawdę tak dobrze pasował. Gotycka laleczka mogła
mieć nie więcej jak 1,50 metra wysokości i mógł słyszeć stukot jej obcasów.
Mała podobna do elfki kobieta była ubrana w długą, haftowaną, czarną sukienkę w
wiktoriańskim stylu, wykończoną krwistoczerwonymi kokardami i dopasowanym
gorsetem z czarnymi wiązaniami. Blar zauważył, że wzory haftu przedstawiały
pajęcze sieci.
Jej ubiór, makijaż i fryzura były eleganckim przykładem gotyckiej
subkultury mody popularnej w Japonii i Europie. Jej interpretacja miała
seksownie przenikliwą jakość, która współgrała z jej żelaznym wyrazem pewności
siebie. Obserwując ją, szybko popadł w depresję. Istniała duża szansa, że jest
nastolatką z delikatnymi cechami. Szybko włączył wewnętrzne hamulce swojemu
intensywnemu pociągowi do niej. Z pewnością nie potrzebował tego rodzaju
problemu w swoim życiu.
Kiedy się zbliżyła, bliższa analiza twarzy i figury uwolniła go od tego
dylematu. W jej figurze były krągłości, wskazówki w sposobie jaki się
poruszała, i więcej dojrzałości na jej twarzy niż początkowo zgadywał.
Hmm, około dwudziestu lat. Zdecydowanie dorosła, ale prawdopodobnie będzie
proszona o dowód przez barmanów przez wiele lat z powodu jej niskiego wzrostu i
delikatnego wyglądu. Okej, dobrze! Nie zmieniłem się w zboczeńca.
Naprawdę, naprawdę, NAPRAWDĘ mam nadzieję, że dobrze zgaduję, bo jestem nią
zafascynowany.
Mała księżniczka ciemności kroczyła po królewsku zmierzając ku frontowym
drzwiom. Wiedziała oczywiście, że wpatrywało się w nią wiele osób. Nie patrzyła
w lewo ani prawo, ale po prostu emanowała niezwykłą prezencja sceniczną jakby
subtelnie kroczyła dla swojej widowni. Nie zachowywała się egoistycznie.
Właściwie dawała swego rodzaju występ zwyczajnie istniejąc. Imponujące
umiejętności prezentowania swoich wdzięków, pomyślał Blar. Świetny ruch
sceniczny.
Zanim Blar zdołał odwrócić się, młoda kobieta nawiązała kontakt wzrokowy.
Spojrzenie uwięziło Blar’a. Jedna idealna brew drgnęła z ciekawością, zauważył
nawet drobny, figlarny uśmiech. Trwało to przez najkrótszą z chwil, po
czym jej oczy spojrzały w inną stronę. Blar zgadywał, że ją rozbawił nie
wyglądając jak większość miernoty gapiąca się na nią. Kiedy była już na zewnątrz
otworzyła swój japoński parasol, żeby ochronić się przed opadami śniegu i
zniknęła we mgle.
Blar nie do końca zarejestwował to, co się dzieje w jego głowie. Wiedział,
że nie ma wiele do stracenia na tym etapie życia. Była urzekająca. Był
oczarowany, całkowicie zmuszony do podążenia za nią. Blar odwrócił się do
biznesmena, usprawiedliwiając się szybko.
– Niech to! Właśnie
sobie przypomniałem, że zostawiłem moje biuro otwarte, przepraszam, ale muszę
lecieć, dzięki za pogawędkę! – Blar porzucił swoją kawę i rzucił się w pogoń,
pośpiesznie zapinając swój długi płaszcz. Na zewnątrz zdał sobie sprawę ze
swojego pierwszego wyzwania. Wyróżniał się z tłumu, a ona go widziała. Mógł
mieć nadzieję, że już zapomniała ten widok? Duże szanse.
Powinienem
po prostu podejść do niej i się przedstawić? Nawiązała ze mną kontakt wzrokowy.
Jej reakcja wydawała się pozytywna. Zrobię z siebie głupka? Wyląduję w
wiadomościach? Przerażający ogr prześladuje młodą kobietę?
Po raz pierwszy, po
prawie 10 latach w nałożonym na siebie socjalnym wygnaniu, Blar znalazł się
w położeniu, gdzie kobieta przyciągnęła jego uwagę i zupełnie nie wiedział
co zrobić. Zdecydował się zdjąć kapelusz. Patrzył jak się oddala, Blar stał
oczarowany sposobem w jakim się poruszała. Naprawdę była wróżką, prawie
nieważką, ledwo dotykającą pokrytej śniegiem ziemi. Jej chód przypominał mu
coś, co już widział, wyniosłość w jej chodzie, domagającą się uwagi.
– Nie… mogę… pozwolić…
jej… się wymknąć! Nie schrzań tego!
Pierwszy krok Blar’a wywołał wpadkę. Wpadł na parę, która starała się go
ominąć. Nastąpiła panika, przepraszał wielokrotnie za bycie niezdarnym, aż się
uspokoili. Po czym oddalił się tak szybko, jak najuprzejmiej mógł. Sekundy
później, Blar zerkał przez pogłębiającą się mgłę i zdał sobie sprawę, że przez śnieżycę
stracił młodą kobietę ze wzroku. Spanikował, kiedy rozglądał się za nią po
placu.
Puścił się biegiem, potem zatrzymał się szybko kiedy spostrzegł jej
japoński parasol na końcu skweru. Stała przy krawężniku na skrzyżowaniu i
czekała na zielone światło. Blar uświadomił sobie, że oddychał ciężko, więc
brał stopniowe oddechy, żeby się uspokoić.
Jak to zrobić? Zwariowałem? Nie czułem czegoś takiego do kogoś od… czasów
drogiej Ainy. Przerażę ją, jeśli zrobię coś źle. Czy to prześladowanie? Nie
chcę, żeby to wyszło jakoś obleśnie. Śledzę ją. Jest źle. Może powinienem
znaleźć kogoś, kto ją namierzy? Ech, jeszcze gorzej. Wciąż śledzę. Mógłbym
poczekać jutro w kawiarni. A co jeśli już nigdy tam nie wróci? Ach! Kim
ona JEST? Tsika. Barista powiedział, że ma na imię Tsika. Hmm, brzmi rosyjsko.
Może ukraińsko? Słowiańsko? Rozpływam się – jest taka śliczna!
Światło zmieniło się i młoda uwodzicielka przeszła przez ulicę. Blar
śledził z dystansem, zniewolony jej biodrami, chodem, włosami. Skręciła w
ulicę, którą nazywał domem, aleję wielu wysokich apartamentowców. Kiedy gotycka
laleczka brnęła przez pogłębiającą się zamieć, śnieg piętrzył się coraz
bardziej. W niektórych miejscach zaspy były już głębokie na prawie pół metra.
Chodniki pokrywały się lodem. Kiedy ciemność ogarniała miasto, zamieć stawała
się coraz silniejsza.
Jedna przecznica. Dwie przecznice. Blar podążał dalej. Jego poczucie winy
gromadziło się znacznie szybciej niż spadający śnieg.
Śledzenie ludzi, a w szczególności młodych kobiet, jest w dzisiejszych
czasach przepustką do wiadomości publicznych. Blar zwyczajnie nie wiedział co
innego mógł zrobić. Oglądanie takiej atrakcyjnej istory dawało mu szczęście,
którego długo już nie miał przyjemności przeżywać. Blar cieszył się każdą
chwilą wielbiąc jej istnienie na świecie. Miała taki cudowny chód, sposób w
jaki jej dwa imponująco długie kucyki oprawiały ruch jej bioder w tej uroczej
sukience. Bujały się jak podwójne metronomy, kołysały z każdym jej ruchem,
mierząc ten cudowny szczupły tyłeczek.
Jej włosy nie były tylko długie, były także całkiem gęste i obfite, po
prostu ogromna ilość włosów jak na tak małe ciało. Takie czarne, kręcone,
wijące się od góry do dołu, oba kucyki rozciągające się do jej talii. Jej włosy
były tak uderzającą cechą, że ludzie mijający ją zatrzymywali się i oglądali za
siebie. Blar musiał zwalniać kilka razy, żeby nie zaalarmować innych pieszych, że faktycznie ją śledził.
Ta taktyka w ogóle nie pomogła jego poczuciu winy. Tak naprawdę, nie można
było tego inaczej określić– straszny bandyta prześladuje młody smakowity kąsek.
Jego jedyna wymówka? Zwyczajnie minęło dużo czasu, odkąd Blar czuł do kogoś coś
takiego i nie mógł pozwolić jej się wymknąć z jego świata. Ale jak nawiązać
pierwszy kontakt?
Kiedy podążał dalej, widział jak coraz częściej traciła równowagę na
oblodzonym chodniku. Jednak za każdym razem z gracją odzyskiwała
równowagę. Była całkiem zwinna. Blar pomyślał, że jej ruchy posiadały w sobie
gimnastyczną jakość.
Jej drobna postura… och! Ale ze mnie osioł. Używa tego samego chodu, co
gimnastyczki w telewizji! Czas, żebym się puknął w ten mój porażający intelekt.
Jest odpowiedniego rozmiaru. To niemal pewne, że jest gimnastyczką albo była
nią za młodu. Musiała nią być. Oj, nieźle się tym razem poślizgnęła. Świetne
lądowanie, jak u kota! Te sznurowane buty mają pewnie gładkie spody. Są bardzo
ładne, ale raczej bezużyteczne na tym lodzie. Hmm. Przechodzi obok mojego mieszkania.
To może ułatwić wymyślenie sposobu, jak się jej naturalnie przedstawić któregoś
dnia, jeśli nie dziś. Nie mogę usprawiedliwić śledzenia mijając mój dom, nawet
sobie. I ja cię… cholera, to było spektakularne!
Nowa bogini, którą Blar wielbił, krzyknęła coś w języku, którego nie
wyłapał. Zniknęła w sporym oberwaniu chmury. Obok budynku, w którym mieszkał
Blar, mała boczna uliczka została całkowicie zasypana śniegiem. Czarujące, ale
nieszczęsne stworzenie odkryło to potykając się o ukryty krawężnik i całkowicie
zniknęło w zaspie, twarzą w dół.
Usłyszał wysoki gniewny pisk, następnie niesamowicie oryginalne i upiorne
przekleństwa w przynajmniej czterech czy pięciu językach, z których nie
wszystkie potrafił rozpoznać. Blar podbiegł do niej bez namysłu.
– Wszystko w porządku?!
Pozwól, że pomogę! Tutaj! Jestem tutaj! Proszę, niech nic ci nie będzie!
Zaspa śnieżna buchnęła i eksplodowała, kiedy wierciła się w środku. Po
kilku sekundach odgarniania śniegu przez Blar’a, jej głowa wyskoczyła ze sterty
kiedy usiadła. Jej całe ciało, twarz i włosy okryte były w mokrym lepkim
śniegu. Biedna duszyczka nie widziała nic i jęczała.
Nie, nie jęczała. Nie płakała. Wyła. Kapitalne wściekłe autentyczne wycie.
Jeżące włosy, wzywające wewnętrzny gniew. Nie zdziwiłby się, gdyby na jej
wezwanie pojawiła się wataha wilków.
– Kurwa mać! Nie wiem!
Nic… nic nie widzę! Pieprzona kostka, boli! – Kontynuowała kolejnymi piekielnie
złowieszczymi wyrażeniami, używając kilku języków. Blarowi udało się wyłapać
zwroty, które były rosyjskie lub ukraińskie, ale też kilka urywków czegoś, co
brzmiało jak chiński i nie miał pojęcia co jeszcze.
– Okej, panienko. Hm…
nie ruszaj się, proszę. Przepraszam, muszę położyć moje ręce na tobie, żeby
strzepnąć z ciebie ten śnieg. – Blar uklęknął. Zdjął swój szalik i zaczął
delikatnie wycierać jej twarz, drugą ręką podtrzymując jej głowę z tyłu.
Natychmiast przestała się wiercić i siedziała nieruchomo, jakby analizowała
rozmiar jego dłoni, która otulała jej głowę.
Jakie delikatne ramiona i wyśmienita mała szyja! Cholera. Nie mam pojęcia,
dlaczego małe drobnokościste kobiety mnie fascynują. Tak się składa, że zawsze
fascynowały mnie takie istoty. Lepiej, jeśli nie będę badał moim gustów zbyt
blisko. To jest chore!. Skup się na pomaganiu.
Kilku przechodniów podbiegło, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku, ale
kiedy znaleźli się bliżej i przyjrzeli się Blarowi i młodej gotce, zawahali
się. Wycofali się. Blar westchnął i przewrócił oczami. Reakcje nigdy się nie
zmieniają.
– W porządku. Mam ją.
Chyba nic jej nie jest. Mimo to, dziękuję.
Blar mruknął pod nosem, kiedy
czmychnęli. – Dupki.
Cichy głos lamentował. – Skurwiele uciekli, prawda? Głupie łajdaki… kochają
się gapić, ale kiedy trzeba pomóc, to się boją.
Zaczęła dygotać. Blar ostrożnie osuszał jej twarz swoim szalikiem, starając
się nie rozmazać jej dokładnie nałożonego makijażu. Nie robił tego za dobrze.
Jej długie rzęsy pokryły się grubą warstwą mroźnego śniegu i wciąż nic nie
widziała. Delikatnie muskał jej rzęsy, próbując sprawić, żeby jej oczy znów
zaczęły funkcjonować. Nadal bardzo skupiała się na tym jak ją dotyka.
– Jejku. Ratujący bohater
ma bardzo duże dłonie. Miłe krzepiące dłonie. – Miała ciężki rosyjski akcent,
który był muzyką dla jego uszu. Kochał zagraniczne regionalne akcenty, im
bardziej niezwykłe tym lepiej. Tam, gdzie spędził dzieciństwo nie było takiej
różnorodności języków.
Jej drżenie nasilało się. Teraz było bardziej gwałtowne. Mokry śnieg
przesiąknął jej ubranie. Małe smukłe palce złapały Blar’a za rękaw. Słyszał jak
szczękały jej zęby. Czas na szybkie przedstawienie się, musiał ochronić ją
przed tą pogodą. Temperatura ciągle spadała. Robiło się ciemno.
– Hej, mam na imię Blar.
Słuchaj, musimy wydostać cię z tego chaosu i zabrać cię gdzieś w ciepłe
miejsce. Możesz założyć mój płaszcz, dopóki tam nie dotrzemy.
Blar mówił do niej, jednocześnie pomagając wstać. Krzyknęła i znowu upadła.
Blar zdołał ją złapać, zanim ponownie zniknęła w zaspie śnieżnej, przytulając
ją teraz w swoich obu ramionach. Delikatna laleczka przetarła swoje oczy i w
końcu mogła się dobrze przyjrzeć mężczyźnie, którą ją trzymał. Znowu stała się
nieruchoma, wpatrując się w jego oczy. Wszystko co Blar dostrzegał to
wysublimowane piękno w odległości zaledwie kilku centymetrów od niego.
Niestety, wiedział że nie był postrzegany tak samo.
Po raz kolejny Blar ubolewał nad swoim groźnym wyglądem. W pewnym okresie
ściął nawet swoje włosy i ogolił twarz, ale dalej tak wyglądał. Ludzie
myśleli, że był straszny. Poddał się i wrócił do długich włosów, zapuszczania
wąsów i ubierania się w takie ubrania, jakie lubi. Pieprzyć ich wszystkich.
– Przepraszam, panienko.
Nie chciałem, żebyś znowu upadła, trzęsiesz się jak szalona, proszę, weź mój
płaszcz, dopóki cię nie wysuszymy.
Postawił ją i zdjął swój płaszcz, ale warknęła coś okropnego po chińsku,
kiedy osunęła się na niego łapiąc go za pasek.
– Ja pierdolę, kurwa!
Cholerna kostka! Au! Kurwa! Kurwa! O, kurwa! – Blar trzymał ją blisko i w ciszy
odgrywał swoją rolę jako podpora.
Teraz nie mógł się nie uśmiechnąć na tą piękną wiązankę i tak bluźnierczy
język. Sam umiał nieźle kląć, ale ona była kapitalna. Mała księżniczka z
niewyparzoną gębą zamilkła, podczas gdy padał na nich śnieg. Chwyciła się go
mocniej. Blar sądził, że tylko dla wsparcia, ale ona nagle zdała sobie sprawę,
że były inne powody.
– Jesteś bardzo mocny i
bardzo dobry w pomaganiu. Dziękuję. – Duże oprawione czarną kreską oczy
patrzyły na niego. Blar podziwiał jej kolor skóry, jeszcze bledszy w kontraście
z jej krwistoczerwoną szminką. Te piękne usta przemówiły.
– Mam na imię Tsika.
– Tsika. Urocze imię.
Tsika, możesz się o to oprzeć? – Apartamentowiec Blara miał szerokie parapety
do siedzenia. Skinęła głową i pomógł jej dojść do jednego z nich. Sukces.
– Dobrze! Pozwól, że dam
ci mój płaszcz zanim zamarzniesz. – Blar owinął swój płaszcz wokół niej i
zacisnął go niczym tarczę chroniącą przed wiatrem. Połowa płaszcza ciągnęła się
po ziemi.
Nowy motyw mody Tsiki: mała lolitka. Naprawdę była mała w porównaniu z
Blarem. Jego pożyczony płaszcz podkreślał różnicę rozmiaru między nimi. Blar
przewrócił oczami nad śliskim zboczem zagłady, który sobie tworzył.
– Och. Cudownie. To
przyciągnie zły rodzaj uwagi na mnie. Ogr ucieka z uroczą elfką. Film o 11.
Tsika zaśmiała się delikatnie z jego słów, nadal drżąc. – Nie ogr!
W-Wiking! Może plądrujący barbarzyńca! Jesteś znacznie cieplejszy niż twój
płaszcz… wolałabym trzymać się blisko ciebie i… – przerwała, kiedy targnęły nią
gwałtowne ciarki.
– Bart? Er, Blar? Twój płaszcz. Jest fajny, ale nie pomaga. Tak mi zimno!
Przemokłam do suchej nitki. – Blar usłyszał dziwny dźwięk z wnętrza swojego
płaszcza. Oczy Tsiki otworzyły się szerzej. – Au! Co to kurwa było? Co? Się
dzieje? OCH! Och, ty mała kupo gówna! OCH! NIE! NIE! Nie TY, Blar! Wybacz! Mój
gorset! Sztywniejący materiał… Chyba się wykrzywia! On… au!... cholerstwo mnie
dźga!
– Wykrzywia? To możliwe? Nie ma stalowego szkieletu? To nie brzmi dobrze.
Możesz go rozpiąć?
Blar skupił się na utrzymaniu jej zawiniętej w płaszcz i podtrzymywaniu
jej. Mógł naprawdę słyszeć odgłosy pękania gorsetu. Zwrot „NIE Zanurzać W
Wodzie! NIGDY!” tańczył w jego głowie.
– Dureń! – Jej wyraz
twarzy zmienił się z gniewnego, na pełen żalu. – Wybacz! Och, przepraszam, że
to powiedziałam! Ale… nie! Te dobre można, ale ten jest tani i gówniano
zrobiony! Nie mogę go nawet zdjąć bez pomocy Glycerin! Pomaga mi go nawet
założyć! Ma wiązanie… z… tyłu, którego nie mogę… dosięgnąć. To tania kupa
gówna. Nienawidzę życia!
Tsika oddychała teraz trochę nierówno. Jej zęby szczękały i trzęsła się tak
mocno, że miała problemy z kontrolowaniem swoich ruchów. Oparła się znów o
Blar’a, żeby się ogrzać i przeklinała dalej. Blar czuł, że mógłby ogrzać się
energią gniewu i frustracji, która z niej promieniowała.
– Kurde! Cały cholerny
tydzień jest do dupy! Mówiłam mojej Myszce, że zawiązała kurna za ciasno dziś
rano! Nic nie idzie dobrze! Zupełnie nic! Wszystko się chrzani!
Tsika rzucała oczami we wszystkie strony, w mieszaninie gniewu i paniki.
Blar wyczuł, że chodziło o coś więcej niż tylko gorset. Widział łzy w jej
oczach. Z temperaturą dużo poniżej zera, nawet płakanie nie było dobrym
pomysłem. Zacisnął zęby, rozważając swoje opcje. To będzie się różnić od jego
wyobrażeń na wiele sposobów, ale z pewnością nie zamierzał jej porzucić.
– Tsika! Hej. Posłuchaj.
Mieszkam w tym budynku. O tu. Pozwól, że zaproponuje moje mieszkanie do
ucieknięcia przez zamiecią i wysuszenia się. Chcę pomóc. Nie ma taktownego
sposobu, żeby to powiedzieć, który nie brzmiałby obleśnie, ale… ach, chrzanić
to… musisz zrzucić te ubrania. Obiecuję, że będziesz bezpieczna. Przedstawię
cię dozorcy, Jackowi. Jestem tutaj dobrze znany. Będziesz bezpieczna. Możesz
zadzwonić do znajomych. Będzie okej.
Tsika zareagowała z przerażoną reakcją, której Blar się spodziewał z
rezygnacją, ale potem spojrzała na budynek o który się opierała, zanim skupiła
się bardziej na Blarze.
– Mieszkasz w TYM
budynku? No, no. Kosztowny. Au! Ach… nie mogę oddychać… to boli… i… – zadrżała
teraz gwałtownie, biorąc krótkie nierówne oddechy. Lustrowała Blara uważnie,
zwłaszcza jego oczy.
Dobra dziewczynka. Oszacowuje ryzyko, mała elfka. Czas na dyplomację.
– Tak, Tsika. Zgadzam
się. Wyglądam ryzykownie. Wiem, jak wyglądam. Sam bym się siebie wystrzegał.
Ale nic innego nie przychodzi mi na myśl w tej chwili, chyba że mój odźwierny
wpadnie na coś innego. Przynajmniej schowajmy cię do holu. Nie mogę cię
porzucić w tym stanie. Cokolwiek zdecydujesz pomogę, ale stanie na zewnątrz
przy tej pogodzie całkowicie przemokniętą jest niedobre, a twój gorset wydaje
dość straszne dźwięki. Będziesz bezpieczna. Słowo skauta!
Tsika przyjrzała się jeszcze raz oczom Blar’a, wyraźnie przerażona, ale z
zamierzonym celem. Podjęła decyzję.
– Okej! Podejmę…
działanie! Z-Zdecydowałam się ci zaufać! Ale nie mogę iść… ani oddychać… i… –
Jedna cudowna brew uniosła się sceptycznie wraz z uroczym parsknięcie. – Serio?
Słowo skauta? Ha! Istna komedia! Duży misiek jest skautem? Nawet…
zasalutowałeś!
Tsika zdołała zaśmiać się pomiędzy krótkimi oddechami. Blar naprawdę
nieświadomie podniósł rękę ułożoną w trzypalczasty salut harcerza. Zarumienił
się i dopiero teraz ją opuścił.
Blar upewnił się czy płaszcz jest dobrze owinięty wokół niej, po czym
jednym ruchem wziął ją na ręce. Tsika była zadziwiająco lekka pomimo, że była
oblepiona mokrym śniegiem. Złapał jej parasol i torebkę. Gwałtowny ruch wywołał
u niej krótki zduszony pisk. – Okej, Tsika. Jeśli mówisz, że jest dobrze, to
idziemy. Gorąca czekolada i suche ubrania czekają. Obiecuję. I tak,
naprawdę byłem skautem najwyższej rangi, kiedy byłem nastolatkiem. Więc tak,
serio.
– Teraz pora… na
przyjemną etykietę. M-miło cię p-poznać, Blar. – Zęby Tsiki szczękały,
przerywając jej wypowiedź. Nie trzymała się go. Po prostu zwinęła się drżąc w
jego ramionach.
Blar doniósł Tsikę w stronę wejścia,
gdzie dozorca wybiegł, żeby ich przywitać. Miał szorstki głos, będący
rezultatem spędzenia wielu lat w zadymionych barach i popijania mocniejszych
trunków.
– Hej, Blar! Wow!
Zdobyłeś małego mrocznego anioła! Spadają z nieba–?
Blar mu przerwał. – Cześć, Jack. Nie, ta panienka przewróciła się i jest
cała mokra. Musimy ją wysuszyć i ogrzać. Akcja ratunkowa.
Dozorca w mundurku skinął głową. – Oczywiście, tak Blar… panie U! Niestety,
nie mam nic do zaoferowania tutaj w holu. Sam zamarzam, a wszystko co mam to
bandaże i mały defibrylator. Wyślemy was ekspresowo do pana mieszkania. Proszę
wołać, jeśli będzie czegoś potrzebowała, jestem tutaj do północy. Potrzebuję
tylko jej imienia do rejestru gości.
Tsika chwyciła mocno koszulę Blar’a oboma rękami. Rzuciła Jackowi
zaciekawione spojrzenie, potem spojrzała na Blar’a. Zaczęła mówić, dysząc.
– Ej. Dlaczego imię
dużego ratującego skauta brzmi znajomo? i… twarz? Um… tak… au! Cześć, Jack…
cześć… nazywam… się Tsika… Tsika Tsarinkov. – Jej oddech pogarszał się z każdą
chwilą.
– Wystarczy, możemy
pogawędzić później przy drinkach! W razie potrzeby dzwoń, Blar! Wezwę dla was windę,
a niech to! Panie U! Magiczny klucz błyskawicznej prędkości na pana piętro, bez
przystanków!
Dozorca pobiegł do windy, Blar niedaleko za nim niósł Tsikę w ramionach.
Nagle zdał sobie, że zgubił swój cylinder, znowu. Tyle razy gubił i zastępował
ten kapelusz.
*
* *
Blar dotarł do drzwi swojego mieszkania tuląc Tsikę i jednocześnie szukając
kluczy. Zdał sobie sprawę, że tak właściwie mógłby ją nieść jedną ręką.
Trenowanie na siłowni czasem się opłaca.
– Большой парень! Duży facet… przepraszam, całego cię… przemoczyłam. Au-aaaaa! – Wzięła
głęboki oddech i złapała go za koszulę. – GÓWNIANY tani pierdolony gorset…
mnie… mnie… przebija! Spalę to cholerstwo! Zasrana tanizna!
Tsika brzmiała, jakby właśnie rodziła dziecko, skupiona i biorąca krótkie
gwałtowne oddechy na przemian z przeszywającymi dreszczami. Ścisnęła jego
koszulę mocniej i wcisnęła swoją twarz w jego ramię. Dla Blar’a było oczywiste,
że nie była w stanie kontrolować swojego drżenia na tym etapie. Mała istota
szybko traciła swoją energię.
– Jesteśmy. Nie mdlej mi
tylko, co? – Blar wsunął się między drzwiami tak, aby nie uderzyć jej głowy i
stóp, pozwalając im się automatycznie zamknąć za nim. Skierował się szybko do
kuchni, sadzając Tsikę na ladzie, jej plecami do barku. Blar zdjął z niej swój przesiąknięty
płaszcz i rzucił go przy wejściu. Przypominała teraz małego kotka uratowanego z
burzy– zmokniętego, nieszczęśliwego, złego i gwałtownie trzęsącego się.
Wpatrywała się uważnie przed siebie.
– Szybko, pozwól mi
zobaczyć swoje plecy zanim ten gorset wykończy cię jak wąż! – Tsika obróciła
się dla niego. – Jaka cholerna zabawa ze sznurkiem! Widziałem już takie. To
olbrzymi węzeł! Żeby go rozwiązać potrzeba przynajmniej pięć minut! Może
POWINIENEM po prostu najpierw wrzucić cię pod prysznic i ogrzać ciepłą wodą?
Tsika skinęła – Tak… haha! Nie, lepiej nie. Więcej wody. Ale… au… nieźle
zgadłeś… dokładnie… ha… tyle… zajmuje… Glyc– - Nie dokończyła zdania. Blar
pochylił się bliżej i nawiązał kontakt wzrokowy, przyjrzał się twarzy Tsiki.
Była teraz zdecydowanie sina, a nie porcelanowa.
– Widzisz mnie? Słyszysz
mnie? Kiwnij! Dobrze. Przetnę sznurowadła. Przekroczyłaś już próg
kłopotliwości, wyglądasz jakbyś była w prawdziwych tarapatach. To cię dusi i
straciłaś już za dużo temperatury ciała. Musimy cię szybko ogrzać. – Tsika
odwzajemniła jego intensywne spojrzenie. Kilka łez spływało po jej policzkach i
wyglądała fatalnie, potulnie pokiwała tylko głową, cały czas drżąc.
Blar chwycił nóż kuchenny i wsunął go pod sznurowania gorsetu. Przytrzymał
ją swoją ręką na jej ramieniu. Tsika położyła jedną ze swoich cudownych
zgrabnych dłoni na jego dużej dłoni i ścisnęła ją morderczo.
Zaczął rozcinać sznurki od góry do dołu. Kiedy sznurowadła opadły, jej
oddychanie znacznie się poprawiło wracając do normalnego rytmu. Jej uścisk na
dłoni Blar’a był już łagodniejszy. Blar usłyszał głęboki wdech, delikatne
łkanie, a potem jej ramiona zaczęły drżeć. Zaczęła płakać i kląć.
– Kurwa… kurwa! Kurwa!
Kurwa! Juz myślałam, że umrę. Potem Święty Piotr kopnął mnie do Piekła spod Bram
Niebieskich śmiejąc się, bo GŁUPIA rosyjska suka była zbyt skąpa! Kupiła ten
GÓWNIANY gorset zamiast porządnego! Niech to szlag, niech… mnie szlag. Я глупая сука [Jestem głupią suką]! Cały cholerny tydzień jest do niczego!
Blar przeciął ostatnie sznurowadło i
delikatnie zdjął gorset, odsłaniając przesiąkniętą czarną bluzkę
z falbanami. Rzucił gorset na podłogę tam, gdzie wcześniej płaszcz. Tsika
mamrotała przekleństwa i pociągała nosem naprzemiennie. Blar bardzo się starał
nie uśmiechnąć z powodu jej obszernej kreatywności w przeklinaniu.
Bez namysłu, zaczął instynktownie masować jej ramiona, aby zarówno ją
uspokoić i ogrzać. Przesiąknięta bluzka była prawie przezroczysta. Kiedy tak
masował, zauważył uroczą parę czarnych skrzydeł w plemiennym stylu wytatuowaną
na jej bladej skórze na plecach. Czarny tusz rozciągał się na obu łopatkach.
Czas na delikatny, uspokajający głos. Blar przekręcił ją twarzą do siebie i
beztrosko ją objął. Klepał jej plecy pewnie, podczas gdy ona przyciskała swoją
twarz do jego koszuli.
– Nic ci nie jest. Ćśś,
Tsika. To oczywiste, że jesteś nowa w mieście. Pogoda jest zmienna. Okej,
czasami jest totalnie do bani. Już dobrze. Jesteś bezpieczna. Ćśś, już dobrze.
Kupię ci porządny gorset. Ćśś. Po prostu… oddychaj… oddychaj.
Stłumione odgłosy Tsiki uspokoiły się. Opierała się o niego przez chwilę,
po czym wyprostowała się. Blar wycofał się i obserwował młodą kobietę, która
zaczęła analizować to, gdzie się znajdowała. Siedziała na kuchennym blacie w
mieszkaniu nieznajomego. Nieznajomego, który właśnie użył noża, żeby zdjąć jej
gorset. Nieznajomego, który właśnie ją obejmował. Blar mógł sobie tylko
wyobrazić, że stąpał po cienkim lodzie.
Idiota! Krok po kroku! Przestań robić głupie rzeczy, które przerażają!
Plusem tej nieoczekiwanej przygody było, że im dłużej Blar stał niedaleko
małej piękności na jego ladzie, tym bardziej był oczarowany. Jej kruczoczarne
włosy, blada jak światło księżyca skóra i krwistoczerwone usta przyczyniały się
do jego ogólnego wrażenia, że uratował małą dziką gotycką Królewnę Śnieżkę. Nie
mógł nie nadużywać słowa „delikatna”. Na jej widok stawało mu serce.
– Mały duszku, ciągle
jesteś przemoczona i masz drgawki. Martwię się, żebyś nie dostała zapalenia
płuc. Moja łazienka dla gości jest tam. Ma zamek od wewnątrz. Weź gorący
prysznic i możesz założyć zapasowe ubrania, które tam są, kiedy twoje będą
schły. Albo? Możesz zadzwonić do swoich znajomych, żeby przynieśli ci jakieś
ubrania? Zadzwoń do nich, tak czy siak. – Podał Tsice telefon z jej torebki.
– Zapomniałam o mojej
torebce i rzeczach! Niech mnie cholera weźmie! Zupełnie zasłużyłam na to, żeby
nie przeżyć dzisiaj!
Bursztynowe oczy Tsiki błysnęły, ale potem jej emocje opadły.
– Dzięki, dziękuję, tak,
okej. Rozumiem. Mam dużo szczęścia, że duży ratujący Wiking jest honorowym
skautem. боже
мой [Mój Boże], to twoje mieszkanie jest takie
duże i ładne. Nie wygląda jak dom złych zamiarów.
Jej oczy szukały jego twarzy. Ponownie. Blar wiedział, że był ciągle badany
przez czujniki przestraszonej zdenerwowanej młodej kobiety. Spraw, żeby czuła
się bezpieczna. Ciągle powtarzał sobie to jak mantrę w swojej głowie. Tyle
jeszcze pamiętał z dawnych czasów.
Nie był całkowicie na krawędzi. Tsika wysyłała subtelne sygnały, że uważała
go za interesującego, może nawet atrakcyjnego. Jej wyraz twarzy, ton głosu,
wybór słów wydawały się zachęcające. Słusznie jednak była bardzo ostrożna.
Drobna istota ześlizgnęła się z lady, skrzywiła się i niemal znowu upadła.
Blar ja złapał. Tsika kurczowo trzymała się jego ramienia i analizowała jego
ręce, kiedy ją podtrzymywały.
– Cholera, masz naprawdę
duże ręce! A tak, głupia suka ciągle to powtarza. Zignoruj moje paplanie.
Wychodzi na to, że jestem dzisiaj niezwykle głupia. – Niekontrolowany dreszcz
przerwał jej gadaninę. – Może bardziej głupia niż ta głupia blondynka! Cieszę
się, że nie ma jej tutaj, żeby się nabijać. Dostałaby napadu śmiechu.
Po tej zagadkowej uwadze dostarczonej w ciężkim rosyjskim akcencie,
patrzyła w oczy Blar’a przez, jak mu się wydawało, wieki, analizując, szukając.
Po raz kolejny marzył o tym, żeby nie wyglądał jak zbir ze złego gangu
motocyklowego. Po prostu starał się uśmiechać delikatnie i czekał. Wydawała się
strasznie mała, kiedy go analizowała.
– Okej. Jest dobrze, mam
nadzieję. Pomóż mi, proszę, dotrzeć do twojego prysznica. Poradzę sobie, kiedy
już tam będę.
Zostawił Tsikę siedzącą na toalecie w łazience dla gości i zdejmującą swoje
pończochy. Blar zamknął drzwi i wrócił do kuchni. Minutę później, usłyszał
jej rozmowę przez telefon, kiedy zaczął przyrządzać obiecaną gorącą czekoladę.
Szperał w swojej lodówce, wykrzywiając się na dostępne opcje. Zdecydował
się podgrzać resztki rosołu z makaronem ze swojej ulubionej restauracji na
końcu przecznicy. Blar wiedział, że jadał na mieście zbyt często, ale po prostu
nie miał ochoty gotować posiłku tylko dla jednej osoby. Zupa wciąż pachniała
bardzo dobrze.
Blar nie chciał podsłuchiwać, ale z łazienką dla gości bezpośrednio przy
kuchni było niemożliwym nie słyszeć przez drzwi rozmawiającej Tsiki.
– Cześć, Glyc!... Nie,
nie zgubiłam się!... Tak, moja droga, wiem, że się martwisz… Przepraszam…
Miałam wypadek… Nie, nie umieram! Jest Okej. Potknęłam się o krawężnik w tej
cholernej zamieci I skręciłam kostkę… Niet!... Zasypał mnie śnieg i przemokłam
do suchej nitki! Potem! Potem pieprzony gorset chciał mnie zmiażdżyć jak wąż!
Nigdy już nie będę kupować w tym sklepie! Straszny śmieć!
Blar mógł usłyszeć jak zrzuca swoje ubranie, kiedy przygotowywał resztki.
Każdy dźwięk wprawiał go w drganie– tylko trochę.
Staraj się nie myśleć o tym uroczym widoku, matole. Skup się na pomaganiu.
Chcę, żeby czuła się bezpiecznie. To działało na zdobywanie kobiet.
Zdecydowanie chcę ją poznać.
– Ten большой медведь [duży misiek] mnie uratował i pozwala mi się ogarnąć w swoim mieszkaniu…
Nie! Glycca! Nie jest gwałcicielem!... Mam dobre przeczucia, Myszko! Jest
bardzo miły… tak, myślę, że jest bardzo interes– … nie, moja droga. Nie jest
jak Nick. Z wyglądu przynajmniej… Tak, wydaje mi się, że uważa mnie za pocią– …
nie kochana Myszko, nie ma tu pokoju tortur… Glyyyyc! Ćśśśś! Niet! Nie próbuj
po mnie przychodzić! Nie chcę, żeby moja droga Myszka umierała w tej cholernej
zamieci… Tak! Masz rację! Nikt nam nie powiedział, że tak tu jest! Powiedzieli,
no tak, dużo pada, jest pochmurno, bla bla… cała masa cholernie bezużytecznych…
tak, Glycca… Tak, nie powinnam tyle przeklinać. Przepraszam. Wiesz, że się
staram.
Blar zastanawiał się kim jest ta „Glyc”. Jednostronna rozmowa była nawet
fascynująca.
– W każdym razie jest
bardzo miłym pomocnym mężczyzną, a dozorca zna moje imię i wie, że tutaj
jestem… tak, jest dozorca… tak, to bardzo ekstrawagancko przyjemne miejsce…
Glyc, napij się czegoś, z dodatkowym drinkiem za mnie, okej?
Blar słyszał westchnienie w parze z odgłosem nasiąkniętej wodą haftowanej
sukienki uderzającej o podłogę.
– Ty i Kpau ćwiczcie!
Jakieś wieści od Sashiko?... Jej tyłek może się już uważać za zwolniony!...
Tak, wiem że już ją zwolniłam. Ale pomyślałam, że może odzyska zdrowy rozsądek
i będzie błagać o przebaczenie!... Dlaczego ta szalona ptaszyna nie mogła
zrobić tego, co miała zrobić?... Tak, dalej jest naszą drogą Sashi, zawsze
będzie naszą drogą Sashi. Ale, potrzebujemy nowego… Tak, tak, pewnie, pewnie. O
mój Boże! Zabrzmiałam zupełnie jak Kpau! Zaraziłam się jej paplaniem!... Tak,
nic mi nie jest, Myszko. Mam moją komórkę, pełną baterię. Zobaczymy się jutro w
południe w klubie, na próbie, jeśli pogoda na to pozwoli. Do zobaczenia wtedy!
Zàijiàn, Glycca! Kocham cię, Myszko. Dobranoc!
Blar słyszał jak czarujący duszek włącza prysznic, kiedy szukał przypraw do
przyprawienia zupy.
To było interesujące. Wydaje się zakładać, że zostanie tutaj na noc podczas
zamieci. Cóż, to praktyczne i sprytne przypuszczenie z jej strony biorąc
pod uwagę pogarszającą się burzę i jej przemoczone ubrania. Ta sukienka nie wyglądał
jakby była przeznaczona dla zwykłej suszarki.
Blar nie miał nic przeciwko temu pomysłowi. Chciał ją lepiej poznać. Jego
mieszkanie miało sypialnię dla gości. Zmusił się do odrzucenia osobistych
fantazji. Chciał pogawędzić z Tsiką, porozmawiać z uroczą małą laleczką.
Chcę, żeby to było coś poważnego. Jestem za stary na przelotny romans, i
tak ich nienawidzę. Idiota. Wciąż zakładam, że Tsika jest mną zainteresowana.
Meh. Utrzymuj oczekiwania na zerze.
Blar ogarnął swój salon. Zdejmując swoje przemoknięte ubranie zdecydował,
że zwykłe podarte szorty nie są dobrym pomysłem. Wybrał suche dżinsy i
podkoszulek bez rękawów. Włączył instrumentalny jazz na swoim sprzęcie audio i
odsłonił zasłony. Padało tak bardzo, że nie mógł dostrzec świateł w budynku po
drugiej stronie ulicy. Czas na głęboki wdech.
Okej. Mam w mieszkaniu cudowną małą boginię. Nic poza odrobiną szczęścia
przez awarię gorsetu by jej tu nie sprowadziło. Jest pod moim prysznicem.
Zauważyłem, że nie zamknęła się na zamek, więc może mi ufa. Działaj powoli!
Gdzieś tam w ciemności jest lokomotywa bez świateł pędząca prosto na mnie,
prawdopodobnie kierowana przez Ainę. Śmiejącą się z goryczą i krzyczącą, że
zasłużyłem na potrącenie, za spieprzenie spraw wtedy. Zamknij się, mózgu. Skup
się na byciu pomocnym i przyjaznym. Nie myśl o tym za dużo. Nie spieprz tego.
Kiedy Blar kończył szykować godny pożałowania posiłek, usłyszał
przekręcającą się klamkę od drzwi łazienki, więc spojrzał w tamtą stronę. Tsika
opierała się o ramę drzwi, stojąc na jednej nodze ze zranioną kostką
w górze.
Założyła jedną z jego starych wyjściowych koszul. Blar przypuszczał, że
poza nią i ręcznikiem zakręconym wokół włosów, mała księżniczka nie miała na
sobie nic więcej. Światło z łazienki za nią podkreślało jej sylwetkę w koszuli.
To co znalazła jednak wystarczało. Pożyczona koszula sięgała jej aż do kolan.
Podwinięte rękawy zakrywały jej ręce aż do paznokci. Z paskiem byłaby to bardzo
skromna sukienka.
Makijaż Tsiki zmył się całkowicie pod prysznicem. Blar uważał, że bez niego
wyglądała całkiem atrakcyjnie. Zniknęła pięknie pomalowana gotycka wampirzyca,
która została zaproszona do jego mieszkania. Na jej miejscu pojawiła się
półprzezroczysta leśna nimfa. Kucyki Tsiki zniknęły, rozpuszczone przed
prysznicem. Teraz jej grzywę stanowił pojedynczy lok błyszczących czarnych
włosów, który wysunął się spod ręcznika.
Blar przyznał się do winy– był teraz całkowicie oczarowany istnieniem tego
małego pięknego kwiatu z gatunku Tsika. Resztki jego mózgu spłynęły
w dół jego kręgosłupa, aż do jego żołądka.
Nieznośnie urocza. Wyborna struktura kości. Koszula opina ją idealnie w
odpowiednich miejscach… och, mówi coś… och, um, krzyczy. Ups.
– HEJ! Mógłbyś pomóc?!
Halo! Głupolu! Eh, err… proszę? – Wydawała się speszona swoim wybuchem. Blar
domyślał się, że te serie wybuchów i przeprosin są prawdopodobnie rutyną tego
delikatnego kwiatka.
– Przepraszam, Blar! To
po prostu… nie jestem czasem miłą osobą. Moi przyjaciele się zwyczajnie
uśmiechają i przytakują, dopóki moje ciskanie gromami się nie wyciszy.
Naprawdę mi przykro. – Tsika zarumieniła się, pierwsza wskazówka, jaką widział
na jej twarzy wskazująca na to, że ma w sobie krew.
Blar ruszył szybko, podnosząc ją do góry w swoich ramionach. To wydobyło z
niej krzyk zaskoczenia. Posadził uroczy kwiat na stołku barowym, gdzie czekał
posiłek. W milczeniu zauważył, że pachnie teraz jego mydłem. To spowodowało
więcej umysłowych fantazji.
– Okej, śliczny duszku.
Tutaj jest gorąca czekolada, jak obiecałem, a tutaj jest rosół, który
podgrzałem. Doszedłem do wniosku, że szybkość przeważa nad jakością.
Tsika wpatrywała się na Blar’a w skupieniu przez kilka sekund, zanim
spróbowała czekolady i chwyciła pałeczkami kawałek kurczaka. Zapomniał zapytać,
czy używała wcześniej pałeczek, ale wydawała się być w tym doświadczona. Nie
spuszczała z niego wzroku. Przypuszczał, że wciąż go analizowała, czujna i
nerwowa, jakby nagle miał się zmienić w potwora, tak jak podejrzewała
tajemnicza Glyc. Potem odezwała się i rozerwała tą teorię na strzępy.
– Miałam rację.
ŚLEDZIŁEŚ mnie od kawiarni. Pamiętam, bo ty i twój zabawny cylinder
wyróżnialiście się. Zajęło mi chwilę, żeby zebrać to do kupy, bo nie miałeś
kapelusza, kiedy przybyłeś mi na pomoc i nie zdawałam sobie sprawy, że twoje
włosy były takie długie. – Jej duże oczy zwężyły się wpatrzone w niego, kiedy
wciągała makaron z miski.
Blar osunął się i usiadł na stołku obok niej. Śledzenie wyszło na jaw.
Westchnął. – Tak. Masz mnie. Mój kapelusz przepadł w zamieci. Tak. Widziałem
cię w kawiarni. Otwarcie przyznaję, że mnie kompletnie fascynujesz. Nie
chciałem nikogo skrzywdzić. Po prostu i tak szłaś w kierunku mojego domu,
więc… Po prostu cieszyłem się twoim
istnieniem i starałem się wymyślić, jak się tobie przedstawić.
Kurwa. Przegrałem. To koniec. Straciłem jakąkolwiek szansę, żeby ją poznać
lepiej. Starszy facet śledzi młode kobiety. Dobra robota, kretynie. Wyszykuj ją
i odeślij gdzie chce. To tyle, z
obudzenia się po tych wszystkich latach. Prawdopodobnie lepiej będzie wrócić w
ciszy do ciemności.
(Spójrzmy na rozdział drugi. W następnym tygodniu.)
No comments:
Post a Comment